piątek, 5 lipca 2013

adventures.

Cześć !

Wakacje w pełni, robi się coraz cieplej, ale dziś nieoczekiwanie zaskoczyła nas ogromna burza. Chociaż wyjeżdżam dopiero w sierpniu, to już bym najchętniej się spakowała. ;d

Właśnie miałam się zabierać za robienie posta, a tu takie błyskawice i grzmoty, że musiałam zrezygnować i wyłączyć prąd, ale już wszystko gra.
Ostatnio czas spędzam coraz bardziej aktywnie. Jeszcze chyba nigdy nie miałam takiej energii. Każdego wieczora jeżdżę na  rowerze albo na rolkach. Dziś przejechałam ok.10 km na rowerze i grałam w tenisa ok. 1 godzinę. Trochę się opaliłam, ale nie o tym miałam pisać. Głównym tematem będą wypady nas Sołę i przygody z nimi związane.

Środa
Pojechałam z kuzynem i kolegą nad naszą rzekę. Wszystko ok. Fajna, cieplutka woda, słoneczko. Z racji tego, że jeszcze nie nabyłam stroju kąpielowego stwierdziłam, że tylko pochodzę po brzegu i będę się opalać. Ale mój kuzyn nie byłby sobą, gdyby mnie nie ochlapał. Nie obyło się też bez przygód z butami. W pogoni za klapkiem Karola, rozwaliłam swojego lewego bucika. Następna akcja dot. Marcina, gdyż (nadal  nie wiem w jaki sposób) jego but znalazł się na wodzie i popłynął z prądem. Karol, niczym ratownik ze "Słonecznego patrolu", ruszył na pomoc klapkowi. Niestety, nie udało się. Przechodząc na drugi brzeg, Karol znów postanowił zażartować sobie i tym razem wepchnął mnie do wody. Próbując się ratować przed zmoczeniem, rozwaliłam prawego buta.
Podsumowując: Karol nadal posiada swoje buty, Marcin posiada tylko jednego, a ja zostałam bez butów.

Piątek
Dziś nie było przygód z butami. Ja ubrałam trampki, a Marcin po Sole chodził bez. Tacy jesteśmy sprytni. Woda była jeszcze cieplejsza niż w środę. Postanowiłam zrobić kilka zdjęć moim niezawodnym telefonem, którymi Was teraz zamęczę.Uprzedzam: nie jestem najlepszym fotografem.

serducho. aż się uśmiechnęłam, gdy je znalazłam. 



okularowe part 1





okularowe part 2



 
Niezawodne trampki i moje grubaśne nogi.


takie tam moje, bardzo twarzowe.








Pstrykam sobie, a tu zaczyna grzmieć. No to zbieramy się do domu. Znów przeprawiamy się przez rzekę, ale tym razem to Karol został poszkodowany. Poślizgnął się na kamieniach i wpadł do wody, mocząc swój plecak. Niefortunnie w zamoczonej części znajdował się jego telefon. Pośmialiśmy się trochę, ale zaczęło kropić. Szybko zbieramy się i wsiadamy na rowery. W połowie drogi dopadł nas ogromny deszcz, a grube krople mocno uderzały w nasze głowy.
Podsumowując: telefon kuzyna żyje; po powrocie do domu wyglądałam gorzej niż po środowym lądowaniu w Sole z dużą pomocą Karola.


Teraz zostawiam Was z moim cudownym ogródkiem, a może to już staw ?





Pa./m.96

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz